Czego w Hiszpanii nie kupimy – produkty spożywcze. Hiszpania jako kraj oferuje naprawdę niesamowitą liczbę produktów autochtonicznych. Każda autonomia ma swoje własne, lokalne specjały, których w innych nie spotkamy. Aby spróbować wszystkiego, co oferuje każdy region trzeba by było podjąć się specjalnej podróży gastronomicznej 🙂 Świetny pomysł dla ludzi, którzy uwielbiają jeść i próbować, ale dzisiaj temat dla tych, którzy z jakiegoś powodu przenieśli się na półwysep iberyjski, aby tu żyć. Niestety jest wiele produktów, które w środkowej Europie są standardem, a tutaj nie uświadczymy. W tym wpisie opowiem o tym, czego nie ma, ale może posiada swój „jakiś tam” odpowiednik 😉 Zapraszam!
l
o
Chce jeść?
A co mogę wybrać?
Tak albo nie.
t
r
CZEGO W HISZPANII NIE KUPIMY – PRODUKTY SPOŻYWCZE
L
O
Ok, zacznijmy od tego, że na zdjęciu jest seler bulwiasty (apio nabo). Jedynie do kupienia w normalnej sprzedaży w mieszankach lidlowo-aldiowych na rosół.
Jest to dla mnie tak smutna wiadomość, bo zdałam sobie sprawę jak dawno nie jadłam kalarepy, że nawet jej nie odróżniam już od selera hahah 🙂
Kalarepka 😀 Po hiszpańsku colirrábano. Jeszcze 5-10 lat temu praktycznie niemożliwa do kupienia w Hiszpanii. Nadal nie ma ich w warzywniaku, czy supermarkecie, ale w Internecie można znaleźć ją w sklepach ekologicznych lub na Amazonie. Ceny nadal są dosyć wysokie za kilogram tego produktu.
Ps. całkiem możliwe, że tam, gdzie jest dużo obcokrajowców można ją kupić, ale w Kraju Basków i Nawarze w normalnej sprzedaży nigdy nie widziałam.
l
o
Innymi warzywami, które trudno znaleźć są np. korzeń pietruszki. Widziałam tylko kilka razy w ekologicznej wersji mieszanki warzyw do rosołu w Aldi. Osobno nie da się kupić.
Buraki świeże też są produktem deficytowym. Aczkolwiek gotowane są praktycznie w każdym sklepie. Chociaż muszę zaznaczyć, że parę miesięcy temu był kryzys buraczany i nie znalazłam ich nigdzie….
A jeśli chodzi o owoce, to na 100% nie będzie naszej węgierki 🙂 Są hiszpańskie śliwki modyfikowane i bezsmakowe. Warto, jeśli mieszkamy na terenach północnych, np. Kraj Basków, iść na rynek i kupić śliwki tutejsze. Trudno je znaleźć, bo większość sprzedających sprzedaje to, co zakupili na przykład na merca-Bilbao od rolników z południa 😉
k
l
W żadnym stacjonarnym supermarkecie, nieważne jak dużym, nie znajdziemy mąki ziemniaczanej. W Hiszpanii nie używa się mąki ziemniaczanej, a wszystko zagęszczają mąka kukurydzianą. Obecnie (wreszcie!) są w ofercie Internetowej, ale po zawrotnych cenach.
ñ
p
Innym produktem sypkim, którego nie znajdziemy to kasza manna. Nie ma, nigdzie, nawet w papkach dla dzieci. Jeśli więc chcecie zrobić jakiś polski wypiek na święta, to lepiej zaopatrzcie się już teraz w Polsce.
W Hiszpanii również nie są wielkimi fanami mieszanek przypraw. Jeszcze przed pandemią nie było praktycznie nic oprócz standardowych przyprawy typu: pieprz, sól, czerwona papryka, oregano, bazylia i szafran. Uważają oni, że mają tak dobre produkty, że nie muszą używać nic więcej. I jest to faktycznie prawda, już po paru latach praktycznie przestaje się tych mieszanek używać.
Też nie znajdziemy przyprawy do piernika 🙂 Możemy sami zrobić: clavos (goździki), anís (anyżek), granos de pimienta (ziarna pieprzy), canela (cynamon) są w sklepach ziołowych → Herboristería.
Ziele angielskie (pimienta de Jamaica) tylko w ofercie online. W sklepach stacjonarnych nie ma.
h
j
Maggi. W Hiszpanii tego nie używają i opierali się przed tym złem bardzo długi czasu 😀 Teraz czasami można znaleźć w sklepach z produktami azjatyckimi. Wydaje mi się, że już lepiej użyć zwykłego sosu sojowego 🙂
q
a
Jeśli chodzi o polepszacze smaku, to kostki rosołowe są, ale nie w takiej ofercie jak w Polsce. Można kupić klasyczne: rosołowe, wołowe, warzywne i rybne. Tyle.
Zupki chińskie tylko klasyczne: rosołowe, wołowe i czasami warzywne 🙂 Żadnych barszczów, grzybowych, itp. nie ma.
k
o
W ofercie stacjonarnej nie ma nigdzie. Nawet w sklepach ekologicznych. Ja po tylu latach poddałam się w szukaniu soku z buraka i robię, co mogę z buraków gotowanych, które można znaleźć… Aż parę tygodni temu, przeglądając neta natknęłam się na sklep niemiecko-skandynawski w Alicante 😀 Mega drogie, wysyłka dosyć kosztowna, ale wreszcie są. Nie zawsze da się kupić od razu, bo szybko się wyprzedają, ale czasami uda się załapać 😉
u
y
Jak już jesteśmy przy sokach… To samo, jeszcze parę lat temu był sok pomarańczowy, winogronowy, jabłkowy i tropikalny. Tyle. Ale po pandemii supermarkety zaczęły intensywnie walczyć o klientów i zaczęły wprowadzać różne dziwne smaki 🙂 Najlepszy jest truskawkowy 😀 Natomiast sok z marchewki nadal jest produktem rzadko spotykanym. Czasami go znajdziemy w strefie ekologicznej za dosyć duże pieniądze i dosładzane. Na 100% nie będą gęste. Gęstych soków nie ma, jeśli już to jakieś smoothie, ale w dwóch, co najwyżej trzech smakach.
Tak samo mrożone herbaty. Zwykłej mrożonej na przykład zielonej herbaty nie znajdziemy. Wszystkie są dodatkowo smakowe i obrzydliwe 🙂
k
i
Kruche ciasteczka są produktem zdecydowanie deficytowym. Są drogie i trudno dostępne. Hiszpania jest fanem ciasta francuskiego, ciasteczek biszkoptowych i ciasteczek migdałowych. W Kraju Basków obecnie kruche ciasteczka z dobrym składem kosztują około 30-50 euro za kilo. Poniżej tej ceny znajdziemy jedynie produkty wątpliwej jakości o wątpliwym smaku. Lepiej już zrobić w domu samemu. Natomiast będąc w Hiszpanii polecam wykorzystać okazję i próbować ich ciasteczek z ciasta francuskiego i ciasteczek migdałowych, bo są niesamowite!
s
d
Co do deserów: szarlotki nigdzie nie kupimy 🙂 Jeśli sami sobie nie zrobimy to nie będziemy mieć. Oczywiście też nie ma słoików z podsmażanym jabłkiem do szarlotki 😀 Ciast drożdżowych nie ma w ogóle, to samo się tyczy ciast ze śliwkami i kruszonką, nic z malinami, jagodami. Wszystkie ich ciasta są mdłe, z masą-masami lub migdałowe i suche. Pączki- tylko niemieckie berliny. Nic z konfiturą. Jest opcja w okresie Oktoberfestu, że w Lidlu dodają do specjalnej oferty te ich strudle i czasami ciasta ze śliwką, bardzo zły skład i mało smaczne, ale jeśli mamy ochotę i nie umiemy piec, to raz na rok są w ofercie 😀
k
j
Herbaty ziołowe i owocowe to rzadkość. W supermarkecie możemy znaleźć kilka herbat: czarna, biała, zielona i czerwona. Może dwa, trzy smaki. Oraz dwie lub trzy herbatki owocowe. W sklepach ziołowych znajdziemy kilka herbat oraz zioła do zaparzania. Nawet nie wyobrażajmy sobie naszej polskiej oferty herbat 🙂 Dla fana naparów (ja się wliczam) jest to dramat. Herbaty kupuję w Polsce i w sklepach internetowych (też polskich, ale z wysyłką do Hiszpanii).
g
h
Karpik 🙂 Nie ma karpików. Przy ofercie rybnej, jaką ma Hiszpania nawet nie sprowadzają, bo się nie opłaca. Nie uważają smaku karpia za coś co jest warte uwagi.
Podobny w smaku jest congrio (węgorz). Nie kosztuje dużo, też ma masę ości 😀 i można go kupić w każdym rybnym.
h
g
Nie znajdziemy również pasztetów rybnych typu pasztet szczeciński. Nie będzie śledzia, śledzików w zalewie, opiekanych, itp. Jeśli w standardowym sklepie zobaczycie coś z napisem „arenque (śledź)” i będzie wyglądał jak jakaś zakąska nawet się nie ważcie kupować! Ja za każdym razem się nabieram i później żałuję. Hiszpanie nie potrafią robić śledzików. W Lidlu czasami w okresie Oktoberfestu przywożą niemieckie rolmopsy, ale są obrzydliwe… W powyżej wymienionym sklepie niemiecko-skandynawskim mają czasami w ofercie śledzie, matiasy, itp. Ale nie smakują jak nasze.
o
i
Maku w Hiszpanii się nie używa. Kojarzy im się tylko z opium. Można kupić ziarna w sklepach ze zdrową żywnością lub w ziołowych: semillas de amapola (ziarna maku). Kosztują tyle, że bardziej się opłaca kupić w Polsce, jeśli już chcemy sobie zrobić makowca. Ale jest też dobra nowina, w okresie grudnia Lidl wprowadza do oferty ciasteczka z makiem lub te ich makowce. Całego makowca nie polecam, bo jest bardzo suchy, ale ciasteczka są dobre 🙂
s
w
Z suchych produktów również nie kupimy w supermarkecie lub sklepie osiedlowym kasz ani jęczmiennej, ani gryczanej, itp. Nie jedzą i nie lubią. Ale można je znaleźć w niektórych sklepach ze zdrową żywnością, kosztują dużo, nie smakują jak nasze i gotują się bardzo długo (około 45 minut), ale są 🙂
j
h
Z innych produktów nie ma również powideł. Jest twarda konfitura z pigwy lub jabłka. Jest też ich dżemik śliwkowy 😀 Z żółtych śliwek-mirabelek i wypadają zęby od niego – tak słodki jest. Również trudno dostać batony. Nie, żebym była jakimś wielkim fanem, ale Bounty lubię 🙂 Można je znaleźć tylko i wyłącznie w niektórych chińczykach. W supermarketach nie ma. Tam jedynie Snickers y Mars, ale też nie we wszystkich. Nie znam nikogo, kto by je lubił i jadł. Mają je w ofercie dla obcokrajowców. Jeszcze kilka lat temu nie było też Raffaello, Ferrero Roche, Merci, itp. Trzeba było jechać do Kraju Basków francuskiego, aby kupić te produkty. Teraz są, ale tylko w okresie świątecznym w Aldi lub Lidlu. Słodycze kinder też ciężko uświadczyć. Nie ma Duplo, nie ma Kinder Country i pewnie jakiejś jeszcze czekoladki. Lion też nie. Milkyway nie. Tak myślę i myślę 😀 Pewnie będzie więcej słodyczy, o których już nie pamiętam. Jest to rynek ludzi zamkniętych na nowe smaki. Lubią swoje klasyczne i nic więcej. Pamiętam, że jak przyjechałam tutaj z jogurtów były tylko naturalne, naturalne słodzone, macedonia (sałatka owocowa) i cytrynowe. Teraz dodali kilka dodatkowych smaków, ale tutejsze marki jak na przykład baskijska KAIKU nadal trzymają się klasyków 🙂 Jedynie danone daje czadu ze swoimi smakami, ale widać, że się nie sprzedają i zmieniają je co kilka miesięcy 😀 Chipsy smakowe też nie, to co się sprzedaje to: solone smażone na oliwie, zwykle solone, szynka, szynka i ser, winegret, smak wiejski (pomidorowy) i smażone jajko. Po pandemii zaczęli tworzyć nowe smaki, ale się nie sprzedają i wycofują ze sprzedaży. Cheetosy tylko serowe i serowo-ketchupowe. Mają różne kształty, ale smak zawsze serowy 🙂 Wydaje mi się, że z czasem da się do tego przyzwyczaić i odzwyczaić od śmieciowego jedzenia. Bo jakby na to nie patrzeć, to co wymieniłam powyżej to same śmieci 😀 Łatwiej przestawić się na owoce, bo owoce te ekologiczne/lokalne są MEGA smaczne. Bardzo soczyste i w przystępnych cenach. W Kraju Basków można znaleźć na przykład malutkie truskaweczki, które smakują jak słodziutkie poziomki 😀 Kosztują sporo i można je spotkać tylko w czerwcu/lipcu, ale warto! W dolinie Aramaio mamy jagody, masa jabłek, śliwki, gruszki, figi, pigwy, itp. Jest w czym wybierać 🙂
Pewnie o połowie rzeczy zapomniałam 🙂 Na początku będzie ciężko, zwłaszcza dla fanów kiełbas, bo o tym chyba nawet nie trzeba wspominać. Nie ma kiełbas wędzonych. Nie ma szynek wędzonych. Ale z czasem przestawimy się na produkty lokalne, nawet smaki nam się zmienią. Więc bądźcie pozytywni, próbujcie wszystkiego, otwierajcie się na nowe smaki, bo przecież Hiszpania ma jedną z najlepszych gastronomii na świecie!
hmm. na zdjęcu na samej górze jest seler korzeniowy a nie kalarepa (i to rzeczywiście apio nabo) ale kalarepa to po hiszpańsku colirrabano. To dwa zupełnie inne warzywa. i kalarepa jest dostępna w hiszpanii.
A ja w swojej ignorancji warzywnej myślałam, że to jest to samo warzywo 😀 Taki feedback to ja rozumiem! Bardzo za niego dziękuję Magda. A tak z czystej ciekawości… Gdzie można kupić kalarepę? Bo ja w Kraju Basków i w Nawarze nigdzie jej nie widziałam w normalnej sprzedaży…
swoją drogą polecam selerorybę czyli selera korzeniowego zrobionego z arkuszami nori – wegańska ryba – hit. Natomiast, co do sklepów co to Granadzie kupowałam kalarepe na pewno na marketach i widziałam w mercadonie, ale aż z ciekawości przejrzałam internety (z Polski) i są jakieś platformy które pozwalają kupić. Tylko nie wiem czy to nie są giełdy warzywne bardziej. Przy czym ciekawostka: colinabo, nabicol, colirrábano, kohlrabi, bolinabo albo naba – to wszystko hiszpańskie nazwy dla kalarepy. u takiej o pani znalazłam: https://www.directoalpaladar.com/ingredientes-y-alimentos/colinabo-nabicol-colirrabano-crucifera-que-combina-mejor-col-nabo-que-como-usarlo-cocina :)))
Chętnie bym spróbowała 😀 ale nie wiem czy znajdę… Coś mi się zdaje, że Baskowie są o wiele mniej otwarci na nowe smaki niż reszta Hiszpanii. Tak właśnie strzelałam, że musiał to być jakiś rejon z dużą ilością obcokrajowców 😀 A teraz, jak tak myślę, to może w sklepach rosyjskich jakąś bulwę bym znalazła, ale jakoś mnie nie ciągnie po nich chodzić 😀 pozdrawiam!!